Śmierć przeczesała swe hebanowe włosy smukłymi palcami i
westchnęła, przeglądając się w zwierciadle wody. Jej oddech zmroził
lodowatą toń, wprawiając w lekkie drżenie zanurzone konary drzew.
Ciężkie powieki osnute białymi rzęsami opadły i śmierć odpłynęła w
letarg. Śniła o nienawiści, swej nieodłącznej towarzyszce. Obrazy
zmasakrowanych ciał, gnijących zwłok i krzyków pełnych rozpaczy karmiły
jej spragniony umysł. Nienawiść znała się na rzeczy. Uderzała
bezlitośnie, zawsze zbierając obfity plon. Szeptała upragnione słowa
szaleńcom, zmieniając ich twarze w złowrogie maski i otulała ich swymi
ramionami, niczym najczulsza matka wskazując ostatni bastion wolności.
Lekkie
fale polizały stopy Śmierci, budząc ją z błogiego odrętwienia. Niebo
poszarzało w odpowiedzi na błagania ofiary. Już czas- pomyślała widząc
krwawe pręgi na ciele.
Małe dziecko topiło się, ostatkiem sił łapiąc
haust powietrza. Rozrzucało ręce w rozpaczliwym geście, krztusząc się i
próbując utrzymać na powierzchni. Jego małe, poskręcane ciałko powoli
zaczęło opadać w brunatno-zieloną głębię. Śmierć już wyciągnęła ręce by
zacisnąć je na jego gładkiej skórze, gdy jakieś silne dłonie złapały i
wyciągnęły topielca do góry. Podniesione głosy rodziców nie pozwalały spokojnie odejść duszy
dziecka. Nagle pomiędzy ludźmi przemknął czarny płaszcz. Nie czekając dłużej, Śmierć wbiła paznokcie w
umierające ciało, przytrzymując bijące wciąż serce. Krwawe pręgi zaczęły
zanikać, a z nieba popłynęły kojące krople, ciężko uderzając o zimne
zwłoki.